Większość studentów, których uczyłem od etapu początkującego przez kolejne kilka lat, doświadczało jakiejś formy kryzysu po dwóch, trzech latach nauki. Mijał pierwszy zapał, angielski przestawał być aż takim wyzwaniem jak na początku, a o odczuwalne postępy było coraz trudniej. Jest na to nawet określenie wśród nauczycieli angielskiego, którzy mają problem z wykrzesaniem w studentach na tym etapie motywacji – intermediate plateau, czyli płaskowyż średniozaawansowanych. Na jakiś poziom się już wspięli, ale teraz poruszają się po długiej, męczącej, mało atrakcyjnej równinie przed kolejnymi szczytami.
Z mojego doświadczenia i z komentarzy innych nauczycieli wynika, że taki okres następuje po ok. dwóch, trzech latach i zbiega się z podręcznikami na poziomach intermediate oraz upper-intermediate.
Dlaczego tak się dzieje?
Najważniejszy powód to spadek motywacji wynikający z tego, że coraz trudniej robić odczuwalne postępy. Jeśli ktoś zaczyna od zera lub porządkuje jakieś tam strzępki angielskiego, które zna, w pierwszym etapie nauki przechodzi prawdziwą rewolucję. Podstawowe elementy zaczynają się składać w coraz bardziej skomplikowane całości, osiągnięcia widać gołym okiem (np. coraz dłuższe rozmowy, zdolność do napisania kilku spójnych zdań o sobie, itp.). To bardzo energetyzujące doświadczenie, jeśli ktoś naprawdę się stara.
Poza tym – wszystko jest nowe. Słownictwo, gramatyka, dźwięki, ale też sama sytuacja uczenia się nowego języka. A metodyka angielskiego oraz poziom wyszkolenia anglistów jest naprawdę wysoki, więc w dobrych szkołach to nie są nudne i przewidywalne lekcje. Wiem, że dla niektórych studentów fajne zajęcia językowe mogą stanowić najprzyjemniejszy element całego tygodnia.
Od poziomów średniozaawansowanych coraz większy nacisk kładziony jest na powtórkę, konsolidację oraz stopniowe rozszerzanie zagadnień. To oznacza, że w podręcznikach i na zajęciach mogą pojawiać się podobne tematy leksykalne i gramatyczne. I wtedy się zaczyna: „ale my to już mieliśmy”, „po co robić znowu to samo”, „ile można się uczuć o częściach ciała”, itp.
Do tego dochodzi jakaś tam powtarzalność metod nauczyciela i ogólne zmęczenie wynikające z tego, że uczymy się czegoś bezustannie przez kilkanaście miesięcy w podobnym tempie. Jeśli dodamy do tego wrażenie, że jako średniozaawansowany potrafię już naprawdę sporo i poradzę sobie w większości normalnych sytuacji, coraz trudniej dojrzeć motywację do dalszego rozwoju.
Uważam, że ten mechanizm działa nie tylko w angielskim, ale w procesie uczenia się innych umiejętności (nie tylko w szkole).
Jak przejść przez płaskowyż średniozaawansowanych bez kryzysu?
Mam dwie rady, choć jestem pewien, że znalazłoby się ich dużo więcej. Jeśli ktoś ma coś do powiedzenia z własnego doświadczenia jako nauczyciel lub uczeń, zapraszam do komentowania.
Moja pierwsza rada brzmi: wyspecjalizuj się.
Na pewnym etapie możemy odczuwać zmęczenie ogólną tematyką zajęć z angielskiego – tematy nie zawsze odnoszą się do naszej codzienności, pracy czy zainteresowań. Sam jako uczeń ciężko znosiłem np. konwencjonalne zajęcia o ubraniach, modzie czy niektórych zagadnieniach gramatycznych (np. present perfect continuous). Małe mnie to obchodziło.
Dlatego jeśli dysponujemy już jako takimi podstawami, a ktoś na poziomie średniozaawansowanym powinien z łatwością czytać nieskomplikowane teksty, wyrażać podstawowe myśli, składnie pisać i radzić sobie z niewymagającym rozumieniem ze słuchu, powinniśmy odbić w kierunku, który nas naprawdę pociąga.
Chodzi mi o wyspecjalizowanie się w jakimś podzbiorze angielskiego. Oczywiście język angielski jest jeden, ale np. inżynier produkcji, konstruktor, finansista, farmaceuta czy położna mają sporo odrębnego słownictwa czy specyficznych sytuacji komunikacyjnych. Moim zdaniem powinni zainwestować czas i energię, żeby do ogólnego angielskiego dodać ten komponent.
Dlaczego? Ponieważ ich motywacja do nauki bardzo adekwatnych spraw powinna być wyższa niż np. powtórki z części ciała czy ubrań. Nadal mogą poruszać się po tym męczącym płaskowyżu ogólnego angielskiego, ale jednocześnie dopingować się na własnym podwórku.
Zresztą, będziemy zdziwieni jak bardzo język różnych branż się przenika i jak wiele z nowej wiedzy będziemy mogli zastosować również na zwykłych zajęciach angielskiego.
Z kolei jako lektor muszę powiedzieć, że najlepiej wspominam chyba zajęcia ze studentami różnych kierunków na Politechnice Poznańskiej, w firmach z różnych branż czy z bankowcami. Dlaczego? Wymagały ode mnie wyjścia poza dość oklepaną tematykę zajęć z angielskiego i dostosowania się do całkiem wymagających profesjonalistów. Najważniejsza część tego dostosowania się to właśnie zrozumienie i opanowanie nowej terminologii. I to nie na poziomie tłumaczenia słowo w słowo, ale zdolności do rozmawiania z ludźmi o tych tematach, a nawet nauczenia ich czegoś z ich własnej branży.
To moja rada dla nauczycieli w stanie wypalenia zawodowego – wyjdźcie poza ogólny, szkolny angielski. English for Specific Purposes to najbardziej interesująca część branży nauczania języka angielskiego. I żeby było jasne: nie trzeba kończyć studiów podyplomowych z bankowości, żeby uczyć bankowców. Wystarczy być otwartym, pomocnym i uczyć się na bieżąco.
Jeśli to kogoś interesuję, to właśnie w uczeniu angielskiego ESP w wielu branżach upatruję jednego z powodów swojego odejścia od uczenia. W tym czasie mogłem zaobserwować, jak pracuje się w innych dziedzinach niż edukacja, porozmawiać z naprawdę fantastycznymi specjalistami i nauczyć się tyle, żeby mieć podstawy do zorganizowania zawodowej zmiany na własnych warunkach.
Moja druga rada jest dużo krótsza – wyjdź poza szkolną ławkę.
Nie ma co polegać na nauczycielach jako jedynych przewodnikach w nauce angielskiego czy czegokolwiek innego. Naprawdę większość z nas jest zdolna do samodzielnej nauki większości umiejętności, szczególnie jeśli podstawy są na swoim miejscu.
Olbrzymim impulsem do doskonalenia swoich umiejętności jest tworzenie czegoś w obcym języku, zaangażowanie się w jakiś projekt czy organizację międzynarodową, wyjazd stypendialny typu Erasmus czy jego odpowiednik dla dorosłych, wzięcie udziału w jakimś międzynarodowym konkursie, itp. Pomysłów jest nieskończona ilość, a najlepiej widać je wtedy, kiedy podniesiemy wzrok znad szkolnego podręcznika. Heads up!