Nie mam na to żadnych dowodów, ale wydaje mi się, że nauka angielskiego będzie przesuwała się na coraz młodsze dzieci. Tak żeby ten język globalnej komunikacji stał się dla nich czymś naturalnym zanim zorientują się, jak jest ważny.
Już teraz angielski wdziera się do przedszkoli, coraz popularniejsze stają się polsko-angielskie przedszkola, na klientów nie narzekają szkoły językowe skupione na edukacji najmłodszych, a na użytkowników aplikacje i treści dla dzieci w internecie, np. Baby Big Mouth czy Toy Scouter.
Jeden z czytelników zapytał mnie niedawno: „Czy ktoś coś słyszał o materiałach do nauki angielskiego pod nazwa Mother Goose Time? W przedszkolu mojej małej coś takiego planują”. Wcześniej tej metody nie znałem, ale z przyjemnością sprawdziłem, z czym to się je.
Podstawowe informacje
Mother Goose Time to gotowe materiały do uczenia dzieci tworzone przez specjalistów ze Stanów Zjednoczonych od ok. 30 lat. Przedszkole lub rodzic uczący dziecko w domu dostaje co miesiąc przesyłkę z planami działania i pomocami do wykorzystania przez 20 dni.
To nie jest typowy program uczenia języka angielskiego. Dlaczego nie? Nie jest skupiony tylko na rozwijaniu kompetencji językowych. Chodzi o rozwijanie wszystkich zdolności i zainteresowań dziecka, w tym ruchowych, społecznych czy artystycznych.
Nauka odbywa się przez opracowane przez ludzi z Mother Goose Time zabawy i zadania. Ich elementem są między innymi pojęcia matematyczne, zrozumienie otaczającej nas przyrody, śpiew, taniec, czytanie czy wspólne tworzenie. Na stronie firmy można obejrzeć przykładowe materiały na jeden dzień (temat dnia: nasiona).
Dzieci uczą się projektowo i tematycznie. Cały rok jest podzielony na 12 sekcji tematycznych, o których nauczyciele oraz rodzice wiedzą z wyprzedzeniem. Na stronie jest dostępny „rozkład jazdy” na rok szkolny 2015/16.
Co mi się podoba w Mother Goose Time?
Nigdy nie uczyłem dzieci angielskiego w sposób zorganizowany. Nie pracuję jako nauczyciel. Zdecydowałem, że będę od urodzenia mówił do swoich dzieci po angielsku i wplatał ten język w naszą codzienność. Mój trzyletni syn jest dwujęzyczny, a roczny jest na najlepszej drodze do tego.
Z mojego punktu widzenia w programie Mother Goose Time najbardziej podoba mi się to, że tematy są blisko powiązane z rzeczywistością i codziennością, np. zmieniającymi się porami roku czy przyrodą. To ważne, ponieważ język powinien być praktycznym i naturalnym narzędziem pomagającym nam poruszać się po świecie.
Podoba mi się też ich różnorodność. Osobiście nauczyłem się angielskiego bardzo późno – w szkole średniej. Do dzisiaj potrafię „wyłożyć się” na prostych rzeczach, np. niektórych warzywach (jak powiedzieć po angielsku kabaczek?), zabawkach (bączek? wiatraczek?), drzewach, kwiatach, pojęciach matematycznych (liczba całkowita? sześciokąt?) czy zabawach (chodzi lisek koło drogi? piłeczka kauczukowa?). Po prostu nigdy nie były częścią mojego doświadczenia w języku angielskim.
Dobre wrażenie robią też materiały. Po pierwsze są gotowe. Po drugie to nie są tylko wydruki na kartce papieru, tylko bardziej interesujące rzeczy. Coś, co można dotknąć, rzucić, obrócić, a nawet zepsuć. Z własnego doświadczenia wiem, że małe dzieci mają wielką radochę z wszelkiego rodzaju prac manualnych i przy okazji bardzo dużo się uczą. Kiedyś trzy dni pod rząd robiłem w swoim pokoju wiosenne porządki (=spring cleaning) ze starszym synem, bo chciał praktycznie każdą rzecz sprawdzić, dotknąć, porozmawiać o niej („Why is this DVD called Grave of the Fireflies”) albo wymyślić jakąś zabawę z nią.
Co mi się nie podoba w Mother Goose Time?
Zastanawiam się, czy materiały Mother Goose Time są zawsze adekwatne do polskiej / międzynarodowej rzeczywistości. Materiały powstają w USA i są skierowane głównie do amerykańskich rodziców i przedszkoli. Widziałem w rozpisce na ten rok szkolny, że w jednym z miesięcy tematem przewodnim jest pustynia, a dzieci poznają m.in. Mojave Desert w Kalifornii oraz kulturę rodeo. Z drugiej strony poznają również Saharę, a miesiącu poświęconym sztuce – VanGogha, Picasso i Moneta. Wygląda na to, że treści są zrównoważone i aspekt amerykański raczej nie dominuje.
Druga rzecz to cena – dla zamożnej instytucji 59-69 zł miesięcznie za komplet materiałów do nauki angielskiego to być może nie jest majątek, ale ktoś, kto chciałby uczyć tą metodą w domu musi przygotować się na pewien wydatek. Moim zdaniem jakość i pomysłowość produkcji uzasadnia jednak cenę.
Osobiście nie korzystam z żadnej metody czy programu. Po prostu spędzam z dziećmi dużo czasu i mówię do nich w zasadzie wyłącznie po angielsku. Jesteśmy naturalni w tym co robimy, a jak potrzebujemy jakichś materiałów, to je sobie sami robimy lub kupujemy na bieżąco (jak książki dla dzieci).
Mimo tego założenia programu Mother Goose Time są mi bardzo, bardzo bliskie – szczególnie nacisk na wszechstronny rozwój oraz połączenie edukacji językowej z otaczającym nas światem i codziennymi sprawami.