To działa – sprawdziłem w praktyce. Da się uczyć angielskiego przez internet. Przynajmniej tak wynika z moich doświadczeń. Przez ostatni rok uczyłem angielskiego przez Skype trzy dorosłe osoby (każdego indywidualnie).
Wiem, że dla niektórych nauczycieli angielskiego korepetycje czy konwersacje przez Skype to od pewnego czasu bardzo ważne źródło pracy. Znam nawet polską lektorkę, która wyjechała z dziećmi i mężem Amerykaninem na wyspę gdzieś w Wenezueli – utrzymują się z udzielania lekcji przez internet.
Wiem też, że ten rodzaj nauki języka staje się coraz popularniejszy wśród uczniów. Technologia i tak stała się częścią naszego życia codziennego, więc dlaczego nie wykorzystać internetu, Skype’a i innych narzędzi, żeby podnosić swoje kompetencje językowe? Jak oceniam możliwości uczenia się angielskiego przez Skype z perspektywy nauczyciela?
Dojrzała technologia
Skype i cała reszta technologii wspierającej uczenie języka angielskiego przez internet są bardzo stabilne. To nie są jakieś eksperymentalne narzędzia, które raz działają, a raz nie. Jeśli i nauczyciel, i uczeń zadbają o to, żeby mieć w miarę aktualne wersje Skype’a oraz połączenie internetowe umożliwiające swobodną transmisję audio i wideo, warunki techniczne są właściwie spełnione.
Tak jak pisałem, mam koleżankę, która przeprowadza lekcje angielskiego przez Skype z małej wyspy w Wenezueli, z uczniami w Polsce. Jej mąż ma bardzo wielu uczniów w Rosji – też „nadaje” z Wenezueli.
Przyznaję – przez ostatni rok miałem jakieś 100 takich lekcji z trzema różnymi osobami i nie każda z nich odbyła się bez zakłóceń. Powiedzmy, że 5% z nich musieliśmy odwołać z powodów technicznych (np. słaba jakość połączenia, problemy z aktualizacją Skype’a, problemy z komputerem którejś ze stron, itp). To nie jest duży odsetek. Jest porównywalny z odwołaniami tradycyjnych zajęć, np. ze względu na kłopoty z dojazdem.
Odpowiednie warunki
Z mojego doświadczenia wynika, że kluczem do udanych zajęć językowych przez Skype, jest zapewnienie odpowiednich warunków.
Próbowałem kiedyś przeprowadzić lekcję z gościem, który ciągle chodził po domu, a w tle biegały dzieci i żona. Totalna klapa. I dla niego, i dla mnie. Uczeń musi mieć spokój. Powinien wygodnie siedzieć, najlepiej sam w jasnym pokoju. Niewskazana jest duża ilość ruchu. Warto zminimalizować źródła rozproszenia. Potrzebne jest skupienie.
Jeśli są takie warunki, lekcja angielskiego przez Skype może być naprawdę udana.
Dodatkowe technologie
Skype to tylko część większej całości. Skoro nauka przenosi się do świata cyfrowego, warto wykorzystać inne narzędzia, żeby zajęcia były bogatsze i bardziej spójne. Jakie to były narzędzia w moim przypadku?
- komunikacja po angielsku przez e-mail (np. z zapowiedzią tematu i odnośnikiem do stron internetowych z treściami po angielsku jak YouTube czy TED, które będą użyte na zajęciach)
- Google Docs jako miejsce, w którym uczeń może przechowywać prace pisane (a nauczyciel może je sprawdzić korzystając z takich funkcji jak oznaczanie kolorami, komentarze, itp)
- Google Docs jako miejsce, w którym nauczyciel może prezentować informacje lub ćwiczenia i pracować na nich wspólnie z uczniem
- słowniki internetowe (np. Longman), do których można na bieżąco lub na początek / zakończenie zajęć odsyłać ucznia, żeby zweryfikować wymowę, przeczytał przykłady użycia czy kolokacje
Jak się to wszystko połączy, można zorganizować naprawdę interesujące i wielowarstwowe zajęcia.
Czy dla wszystkich?
Moje doświadczenie z uczeniem angielskiego przez Skype jest niewielkie – trzech dorosłych i dobrze zmotywowanych profesjonalistów, którzy chcieli się rozwijać.
Nie jestem pewien, czy angielski przez internet to dobre rozwiązanie dla młodszych uczniów. Z jednej strony na pewno odpowiadałby ich przyzwyczajeniom związanym z codziennym używaniem technologii. Z drugiej – wydaje mi się, że na wczesnych etapach edukacji ważny jest bezpośredni kontakt z nauczycielem oraz oswojenie się z językiem „na żywo”. Nie mam na to oczywiście żadnych twardych dowodów, ale obserwując, jak moi synowie uczą się ode mnie angielskiego, nie przypuszczam, że mógłbym osiągnąć to samo mówiąc do nich „zza ekranu”.
Wydaje mi się też, że Skype to wymarzone środowisko do konwersacji i rozwijania języka w oparciu o bogactwo materiałów w internecie, w mniejszym stopniu do nauki od podstaw. Oczywiście mogę się mylić.
Co z tego ma uczeń?
Spotkałem niedawno kolegę, który na gwałt poszukiwał native speakera angielskiego. Rozpoczął pracę w polskim oddziale amerykańskiego koncernu pod Poznaniem i musiał trochę „podkręcić” swój angielski. Bardzo zależało mu na native speakerze.
Tyle że przez kilka tygodni nie mógł znaleźć nikogo, kto miałby czas na spotkanie w dogodnym dla obu stron miejscu. Dalej szukał, gdy się spotkaliśmy. Zasugerowałem mu, żeby otworzył się na możliwości, jakie daje nauka języków przez internet.
Jedną z takich możliwości jest wybór nauczyciela spośród nieskończenie większego grona chętnych. Tego typu usługi oferują ludzie z całego świata i z pewnością da się znaleźć coś o odpowiedniej porze. Miejsce nie gra roli – ważne, żeby był dostęp do sieci i trochę spokoju.
Druga rzecz – oprócz tej elastyczności pracy z nauczycielem przez internet – to lepsze dostosowanie nauki do naszego współczesnego życia. Muszę powiedzieć, że jednym z powodów, dla których zrezygnowałem jakieś trzy lata temu z pracy w szkołach językowych i na uczelniach wyższych był kryzys tradycyjnych metod nauczania. Ludzie po prostu coraz gorzej reagują na książki do nauki, ćwiczenia wypełniane ołówkiem, ręczne pisanie teksów, itp.
To ma się nijak do ich codzienności. Inaczej pracują. Inaczej konsumują informacje. Dlaczego naukowiec, grafik albo inżynier, który potrzebuje angielskiego do pracy miałby uczyć się jak w latach 90-tych?
Z mojego doświadczenia wynika, że dobrze poprowadzone zajęcia z angielskiego przez Skype, mogą pomóc przełamać ten kryzys tradycyjnych metod uczenia.